PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=580801}

Atlas chmur

Cloud Atlas
2012
7,1 184 tys. ocen
7,1 10 1 183766
5,7 47 krytyków

Atlas chmur
powrót do forum filmu Atlas chmur

Witam. Znalazlem pare niescislosci moze ktos moglby mi je wytlumaczyc:
1. W tej stacji nadawczej gdzie byla walka unionistow z drugimi, gdy wchodzi tam zachariasz z ta
laska to widac ze wiele szkieletow jest do siebie przytulonych. Jakim cudem?
2. Dwa to sama obecnosc szkieletow tam. Po walce nikt nie pomyslal zeby je usunac? Lezaly
sobie.tam i sie rozkladaly?
3. Caly ten wielki spisek ze fabrykanty byly przetwarzane na pokarm na nowe fabrykanty. Tylko po
co zabijali fabrykanty ktore caly czas dzialaly? Moim zdaniem ten watek w ogole nie przemyslany.
Film mi sie podobal i dalem 10 ale te kilka niescislosci strasznie mnie drazni wiec bylbym wdzieczny za wyjasnienie ich

michat34

1,2 . Te szkielety raczej znalazły się tam później, w czasie "upadku" więc to nie byli unioniści, przynajmniej nie ci sami. Zauważyłeś wielką statuę Sonmi? Wynika z tego że już musiała być symbolem czyli ta rzeź była później. I nie jestem tego do końca pewna, ale czy ta książka którą trzymał jeden ze szkieletów to nie było przypadkiem spisane przesłanie Sonmi?

3. Tu również nie jestem do końca pewna, ale było powiedziane, że taniej jest je zabijać i karmić biomasą całą resztę niż płacić za ich normalne wyżywienie. Więc może te starsze mordowano dość wcześnie żeby nadawały się jeszcze do przerobienia? I przy okazji młoda kelnerka wygląda dużo korzystniej a po 12 latach pracy w jakimś tam niewielkim stopniu ale są już "zużyte". Wiem że to może trochę naciągane ale innego powodu nie widzę.

W każdym razie taka jest moja opinia.

michat34

Ad. 3 Fabrykanty się "zużywały", fizycznie. Praca po 19 godzin dziennie plus ograniczenia genetyczne. Nie przyjmowały normalnych pokarmów, tylko mydło, co oszczędzało zasoby żywności i napędzało system.
Szkoda, że w filmie nie ma ani słowa o tym, jak funkcjonuje system korporacji, w którym żyje Sonmi.
M. in. na czystokrwistych spoczywał obowiązek wydawania pewnej sumy pieniędzy, musieli konsumować - chcieli czy nie. To dotyczyło też pewnie przetwarzania fabrykant - należy produkować nowe, by interes się kręcił i utylizować stare.
Ot coś na kształt dzisiejszej produkcji towarów, by działały tylko przez określony czas, bo nie opłaca się produkować np. sprzętu AGD długo pracującego.

Offi

"To dotyczyło też pewnie przetwarzania fabrykant - należy produkować nowe, by interes się kręcił i utylizować stare"

Sorry, ale to bzdura. Jaki interes ma korporacja korzystająca z fabrykatów, aby ich przedwcześnie utylizować? Żeby się interes kręcił? Tylko czyj? Bo na pewno nie tej korporacji - ona traci.

"Ot coś na kształt dzisiejszej produkcji towarów, by działały tylko przez określony czas, bo nie opłaca się produkować np. sprzętu AGD długo pracującego."

Faktycznie, zbyt trwałego sprzetu AGD nie opłaca sie produkowac, bo nie ma na niego popytu. Musiałby być znacznie droższy, a ludzie i tak po paru latach wolą wymienić starą pralkę na nową, lepszą, nawet jeżeli ta stara jeszcze działa.

Nie powtarzaj ekonomicznych mitów i nie mąć ludziom w głowach. Michat34 ma rację - wątek z fabrykantami nieprzemyślany.

Kagan

Chwileczkę...

Siec powiązań korporacyjnych w książce nie był przedstawiony szczegółowo, ale PapaSong, gdzie pracowała Sonmi, o ile się nie mylę, nie jest producentem fabrykant. To klient, sieć restauracji.

A czemu na sprzedaży korporacja ma tracić? W jaki sposób?
Tak krótko.
Korporacja nr 1. Klient X kupuje urządzenie za określoną kwotę, dość wysoką, (może być i nasza fabrykanta, telefon, pralka, co chcesz), używa go lat powiedzmy 20, bo urządzenie jest niezawodne. Po 4 latach kupuje nowe urządzenie, bo stare wyszło z mody, lub też nie kupuje go, bo stare nadal działa. Zależnie od zasobów.
Korporacja nadal produkuje urządzenia, dobre jakościowo, dość drogie, ale też jej zysk ze sprzedaży jest potencjalnie niepewny. Bo klient albo kupi, albo nie kupi.

Korporacja nr 2. Produkuje urządzenia tanim kosztem, na rynkach o najtańszej roboczogodzinie, z najtańszych z możliwych materiałów. Dokłada za to nieco grosza na marketing i reklamę, by stworzyć popyt. Urządzenie wytrzymuje lat 4.
Po 4 latach klient musi kupić nowe urządzenie, bo nie wytrzyma ono dłużej.

Która z nich zarabia więcej, której dochód jest pewniejszy?

To są fakty - u moich rodziców stoi pralka, która mogła być używana przez lat 20. Stoi po dziś dzień. Kupowano takie pralki.
Współczesna, dobrej marki pralka, wytrzymała lat 4. Ba, znam osoby, które stać na bardzo dobry sprzęt AGD, z bajerkami i masą elektroniki, ale i ten trzeba wymieniać po kilku latach, bo jest gorszy jakościowo niż przeciętna pralka sprzed wielu lat moich rodziców. I kupuje się nową pralkę, nie dlatego, że chce się "nowy model pralki", bo gdy ma się rodzinę i wydatki z nią związane to nowy model pralki jest ostatnią rzeczą, na którą chce się wydawać pieniądze.
Problem w tym, że dziś nowy nie oznacza wcale lepszy, a na pewno nie lepszy jakościowo.
Wystarczy pogadać z serwisantami i innymi specami od wszelkiego rodzaju sprzętu, nie tylko AGD.

Offi

I tak w ramach ciekawostek cytat z Wiki (być może to mit, nie wiem, ale świadczy to o tym, że być koże ziarko prawdy w tego typu praktykach jest):
"W 1924 r. firmy Osram, Philips, i General Electric rozpoczęły proces planowanego postarzania żarówek. Utworzyły tzw. kartel Phoebusa będący oficjalnie szwajcarską firmą Phoebus S.A. Compagnie Industrielle pour le Développement de l'Éclairage, kontrolujący ich produkcję i sprzedaż. Jego celem było obniżenie ich jakości, tak aby każda z nich pracowała maksymalnie 1000 godzin (zamiast około 2000)[1].
Działania te zakłócił początek II wojny światowej[2].
Jako przykład "The Economist" podaje nylonowe pończochy[3]. Nieuniknione "puszczanie oczek" powodowało, że kobiety kupowały nowe pończochy, a to przez lata powstrzymywało szukanie włókna, które by nie miało tej cechy.
Badania na zlecenie partii Zielonych w Niemczech w 2013 roku wykazały, że uszkodzenia wynikłe z zaplanowanego starzenia się sprzętu AGD i elektroniki wynoszą w tym kraju kilka miliardów euro rocznie[4]."

Offi

I jeszcze link.
http://www.spidersweb.pl/2012/07/planowane-postarzanie-produktu-przez-producento w-nie-mit.html
Cóż, ale może to u mnie tendencja do spiskowej teorii dziejów ;)

Offi

"PapaSong, gdzie pracowała Sonmi, o ile się nie mylę, nie jest producentem fabrykant. To klient, sieć restauracji."

Dokładnie. PapaSong kupuje fabrykatów, których "zatrudnia" w swoich placówkach, więc jaki ma interes w tym, żeby szybciej zostali zutylizowani jeśli jeszcze "działają"?

Powtarzam, to prawda, że sprzęt AGD jest dziś mniej trwały niż dawniej, jednak jest również dużo tańszy. Dziś możesz za średnią pensję kupić kilka pralek - kiedyś nie do pomyślenia. Planowane postarzanie produktu jest możliwe tylko w w kartelu lub zmowie (nawet wtedy ma sens chyba tylko po to, żeby lepiej ukryć działanie kartelu - mogę rozwinąć, ale nie bardzo mam teraz czas). W normalnych warunkach konkurencja sprawia, że producenci muszą dostosowac się do gustów konsumentów (na które starają się oczywiście wpływać poprzez marketing, ale to temat na inną dyskusję). Dlatego obecna tendencja na rynku jest właśnie wynikiem decyzji podejmowanych przez konsumentów. Ci, którzy na to narzekają, przeważnie nie zdają sobie sprawy o ile drożej by wszystko kosztowało, gdyby miało dłużej działać. Przykład? Odkurzacz Rainbow - jest trwały, tyle, że kosztuje kilkanaście razy więcej niż przeciętny model odkurzacza. A czy działa bezawaryjnie kilkanaście razy dłużej? Wątpię.

"Problem w tym, że dziś nowy nie oznacza wcale lepszy, a na pewno nie lepszy jakościowo."

Jeszcze odróznijmy jakość w sensie funkjonalność od trwałości. Nowy sprzęt jest prawie zawsze bardziej funkcjonalny, niekoniecznie bardziej trwały.

Kagan

""PapaSong, gdzie pracowała Sonmi, o ile się nie mylę, nie jest producentem fabrykant. To klient, sieć restauracji."

Dokładnie. PapaSong kupuje fabrykatów, których "zatrudnia" w swoich placówkach, więc jaki ma interes w tym, żeby szybciej zostali zutylizowani jeśli jeszcze "działają"?"

Nie znamy zasad nabywania fabrykant. Przecież nie jest niemożliwe, że były brane w pewną formę leasingu na te 12 lat lub miały wpisane w genom działanie nie przekraczające tego czasu. Lub zwyczajnie "materiał" tak eksploatowany się zużywał. A co z chorobami, zmianami genetycznymi, wyżywieniem w świecie, w którym kurczą się zasoby?
Tu odchodzące pokolenie farykant jest źródłem pożywienia dla nowo zakupionych. Bez "mydła" umierają. Jeśli pozwolimy im pracować dłużej, to jak je nakarmimy?
(Mam dziwne skojarzenia z naszym ZUS-em, dla którego wydłużająca się wciąż długość życia emeryta to niezły problem - ale to pół żartem rzecz jasna... ;)
Ba, takie "mydło" to niezły pręgierz dla warstwy niewolniczej, bo uzależnia od dostaw korporacji. Bo to nie jest system wolnorynkowy i liberalny. Konsumenci są zmuszani odgónie do wydawania danych sum pieniędzy w ciągu miesiąca na nabywanie towarów, więc co za problem ustanowić prawo, które nakazuje czasowe użytkowanie fabrykant?
"Korporacjonizm" przedstawiony a "Atlasie..." to skrzyżowanie elementów systemu niewolniczego z jakąś formą totalitaryzmu, a nawet kultu jednostki (np. obecność warstwy egzekwów).
Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, że wątek fabrykant jest właśnie nieźle przemyślany.

Jestem za to w stanie się zgodzić, że jakość sprzętu spada, bo spada też jego cena. Zresztą nie tylko o sprzęcie AGD tu rozmawiamy, ale o np. samochodach (ponoć tu jest najgorzej), jak i o żywności (która to jest towarem specyficznym).
Czy to odpowiedź na zapotrzebowanie konsumentów?
Nie jestem pewna, ale rzeczywiście wybieramy produkty tańsze, choć zauważyłam, że od pewnego czasu również mniej "funkcjonalne", by przetrwały dłużej (rada serwisanta reperującego pralkę - jak najmniej elektroniki i bajerów, nie opłaca się, płaci się więcej, a i tak zostanie wyrzucona za te 4 lata na śmietnik...).
Co do postarzania produktów. Cóż, jako użytkownik drukarek atramentowych muszę zauważyć, że padają bardzo ładnie średnio po 3 latach, bez wyraźnej przyczyny. Coś padło, oczywiście nie można ustalić co... Oczywiście są też coraz tańsze - nie da się zaprzeczyć. Czy mamy do czynienia z postarzaniem, nie wiem. Tak było w przypadku Epsona - tyle wiem.

Jedno chyba warto zauważyć, bez względu na to, czy istnieją praktyki postarzania produktu czy też nie.
Firmom opłaca się wprowadzać wciąż nowe i jak najtańsze produkty, a nie opłaca się wydłużać ich żywotności i produkować drożej. Ale akurat Rainbow to zły przykład. Inny kanał dystrybucji, inny marketing, ze spora dozą "bajerowania" klienta (ot np. filtr wodny, gdy nie trzeba mieć głowy fizyka, by zauważyć, że może to być tylko osadnik, no i masa patentów - to się składa na cenę tego cuda; w tej cenie znajdziemy zdecydowanie lepsze rozwiązania) i to temat na inną dyskusję.


Offi

A dodam, że to, co piszę o systemie rodem z "Atlasu..." to wiedza zaczerpnięta z powieści, nie z filmu.
To, iż te wątki nie pojawiają się w filmie właściwie,uważam za błąd scenariusza. Choć gdyby nie potraktowanie pobieżne pewnych wątków, nie zmieściłby się film w 3 godzinach.

Offi

"Nie znamy zasad nabywania fabrykant. Przecież nie jest niemożliwe, że były brane w pewną formę leasingu na te 12 lat lub miały wpisane w genom działanie nie przekraczające tego czasu."

Z punktu widzenia dostawcy fabrykant sztuczne skracanie ich życia też nie ma sensu, bo bardziej trwałe egzemplarze można odpowiednio drożej sprzedać/wynająć.

"Lub zwyczajnie "materiał" tak eksploatowany się zużywał. A co z chorobami, zmianami genetycznymi, wyżywieniem w świecie, w którym kurczą się zasoby?"

To jedyne sensowne wyjaśnienie, aczkolwiek w filmie chyba nie było o tym mowy. Ja raczej odniosłem wrażenie, że na przemiał idą jeszcze zupełnie "sprawne" fabrykanty.

"Tu odchodzące pokolenie farykant jest źródłem pożywienia dla nowo zakupionych. Bez "mydła" umierają. Jeśli pozwolimy im pracować dłużej, to jak je nakarmimy?"

Ten nieszczęsny motyw przewija się już w kolejnym filmie Wachowskich. Był to też najpoważniejszy błąd koncepcyjny Matriksa. Jeśli likwidują jednego fabrykanta, to muszą go zastąpić nowym. A proces "hodowli" nowego musi kosztować więcej zasobów w postaci składników odżywczych niż pozostawienie starego w spokoju. Ergo przedwczesna likwidacja nie ma uzasadnienia ekonomicznego.

Kagan

"Z punktu widzenia dostawcy fabrykant sztuczne skracanie ich życia też nie ma sensu, bo bardziej trwałe egzemplarze można odpowiednio drożej sprzedać/wynająć."

Mamy tu do czynienia tylko z fabrykantami-kelnerkami. U Mitchella (bo to nie motyw braci Wachowskich, ale autora książki) mamy różne typy fabrykant, dostosowywane do danego typu pracy poprzez zmianę genomu. Sonmi spotyka np. "katastrofa", fabrykanta dostosowanego genomicznie do pracy w środowiskach naprominiowanych, dużego, różnego skażenia. Nie ma słowa w powieści o tym, że tego typu fabrykantów też utylizowano i nie wprowadzano tu np. takich ograniczeń w rozwoju intelektualnym, jak u modeli przeznaczonych dla PapaSongu. Jest też wzmianka,że tego typu "modele" często ginęły w czasie swej pracy. Znamy więc wyrywek systemu.
Same kelnerki pracują lat 12. Nie są androidami, więc starzeją się, staja się więc mniej wydajne. Naprawdę kelnerka w wieku lat 20 będzie tak samo wydajna i atrakcyjna jak ta w wieku lat 40? Akurat w tego typu pracy ograniczenie czasowe jest bardzo uzasadnione.
Stworzenie super-kelnerki, nie starzejącej się itd., bardzo trwałej to wyprodukowanie bardzo już drogiego produktu. A ten się nie sprzeda, jak ustaliliśmy już wcześniej. Dostrzegam tu pewną sprzeczność. Skoro dziś opłaca se produkować taniej i szybciej utylizować, to dlaczego nie w systemie "zaprojektowanym" przez Mitchella?

Nie zgodzę się też, że proces "hodowli" może być droższy niż utrzymanie przy życiu fabrykanty. Dlaczego musiał być droższy? Bo mamy do czynienia ze wzrostem organizmu? Nie wiemy, jak ten wzrost przebiegał, jak karmiono w "hodowli". W naturze - utrzymanie ciężarnej kobiety jest tańsze niż utrzymanie kobiety z dzieckiem. Pojawia się tu problem okresu przejściowego, wzrostu samego dziecka już poza organizmem matki. Tu zapotrzebowanie energetyczne jest większe. Ale nie wiemy, jak tak naprawdę wyglądał proces "hodowli". A może utylizacja była konieczna właśnie do wyprodukowania nowego modelu?
Dostrzegam tu też analogie do systemów opartych na pracy niewolniczej.
Czy bardziej opłacało się utrzymywać niewolnika w zdrowiu i dbać o niego, by służył jak najdłużej? Czy eksploatować go do maksimum, by następnie kupić nowego (a pozyskanie niewolników też kosztowało)?
Samo wykorzystywanie niewolników było zresztą krytykowane również ze względów ekonomicznych już od Adama Smitha, ale to nie przeszkodziło by system przetrwał jeszcze ładnych parę. Kwestia fabrykant może mieć więc też tło czysto socjologiczne.

Tak już bardzo obiektywnie do sprawy podchodząc, wg mnie oczywiście, można stwierdzić jedno.
Za mało danych, by wyrokować o ewentualnej opłacalności bądź nie.
Ale nadal nie uważam, że wątek utylizacji jest bzdurny.

Offi

*ładnych parę lat.
Sorry za ominięcie.

Offi

"Same kelnerki pracują lat 12. Nie są androidami, więc starzeją się, staja się więc mniej wydajne. Naprawdę kelnerka w wieku lat 20 będzie tak samo wydajna i atrakcyjna jak ta w wieku lat 40? Akurat w tego typu pracy ograniczenie czasowe jest bardzo uzasadnione. "

Ale Ty tutaj zakładasz, że one są utylizowane z powodu zużycia. A wtedy nie mamy do czynienia ze sztucznym, planowanym skracaniem życia fabrykantów. Ja twierdzę, że to sztuczne skracanie nie ma sensu.

"Nie zgodzę się też, że proces "hodowli" może być droższy niż utrzymanie przy życiu fabrykanty. Dlaczego musiał być droższy? Bo mamy do czynienia ze wzrostem organizmu? Nie wiemy, jak ten wzrost przebiegał, jak karmiono w "hodowli". "

Powinienem się wyrazić trochę inaczej, ale nie ma to większego znaczenia. Powinienem napisać, że proces "hodowli" nowego fabrykanta musi kosztować więcej zasobów w postaci składników odżywczych niż da się odzyskać ze starego. Gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że da się stworzyć coś z niczego. Naprawdę, zastanów się. To są prawa, już nawet nie ekonomii, tylko fizyki. Jak dokładnie wygląda proces hodowli nie ma żadnego znaczenia, zasady zachowania energii nie przeskoczysz.

Kagan

"Ja twierdzę, że to sztuczne skracanie nie ma sensu."

Tu bym się zgodziła. Sztuczne skracanie życia fabrykant przed ich zużyciem nie miałoby sensu.
Ale sama utylizacja już jak najbardziej, bo pozwala odzyskać część białka. Ba, utylizacja jest koniecznością, bo co zrobić z fabrykantą, która się po prostu zestarzeje (nawet jeśli nie będzie to starzenie widoczne na pierwszy rzut oka, bo w świecie Mitchellowskim są możliwości podtrzymywania "wiecznej młodości" w wyniku określonych zabiegów, drogich, ale nie ma nieśmiertelnych, ba - ta "wieczna młodość" jest dostępna tylko dla czystokrwistych, czyli ludzi). Utrzymywanie jej jest zupełnie nieopłacalne.

Kwestia, czy 12 lat to dość czasu na zużycie klona. Nie wiem, bo dziś nie produkujemy klonów ;)
Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że w rezultacie klonowania i zabaw z genomem pojawia się istota, która szybciej się "zużywa", za to może przetrwać określony czas bardzo obciążającej pracy.
Nadal twierdzę więc, że wątek fabrykant nie jest bzdurny.
Można sobie wyobrazić taki system "ekonomiczny" - sensowny ekonomicznie, choć etycznie nie do przyjęcia - obejmujący pracę kolonów, które są utylizowane po okresie produkcyjnym - bez większego trudu.

Też się zgodzę, że sam proces hodowli będzie kosztował więcej niż materiał pozyskiwany z fabrykanty.
Ale nadal utrzymywanie samej fabrykanty w mniej wydajnym okresie produkcji będzie droższe niż wyprodukowanie nowej i wykorzystanie jej w pracy w pełni sił. Utylizacja jest więc koniecznością, wcześniej czy później musiała nastąpić.
Tu problemem jest granica wiekowa, w jakiej zużywały się fabrykanty, która może nam się wydawać wiarygodna lub nie. Dla mnie jest wiarygodna. Dla Ciebie zapewne mniej. O tyle :)

I teraz już wiem, skąd to skojarzenie z ZUS-em ;)
Toż dziś dziś problemem dla państwa jest emeryt, człowiek po okresie produkcyjnym, bo na niego trzeba łożyć. Miejmy nadzieję, że w dalekiej przyszłości nikt nie wpadnie na pomysł... utylizacji ;)

Offi

No właśnie! No właśnie! - pozdrowienia dla OFFI od pana Meeksa ;)
A w kwestii utylizacji fabrykant proponuję ten oto fragment. To relacja Sonmi, po tym gdy zobaczyła co się dzieje na Złotej Arce PapaSongu
"Branża genomiki potrzebowała ogromnych ilości płynnej biomasy do wylęgarni, ale przede wszystkim - do produkcji Mydła. Czy może istnieć bardziej ekonomiczna metoda dostarczania protein w Mydle, niż recyklowanie fabrykantów i fabrykant, którzy dożyli końca cyklu pracy? Do tego resztki 'odzyskanego białka' zużywano do wytwarzania produktów żywnościowych dla PapaSongu, zjadanych przez konsumentów zjadanych przez konsumentów w jego restauracjach w całej Nea so Copros".

Lukas_Art

Odwzajemniam pozdrowienia, tym bardziej, że pan Meeks mnie zauroczył totalnie. Proszę więc mu przekazać ukłony od wielbicielki :)

Fragment idealny. Przy lekturze zaczęłam się nawet zastanawiać, czy Mitchell czytał "Medaliony" Nałkowskiej. Skojarzenie dość oczywiste - mydło, odzyskiwanie białka - i jak przerażające.

Offi

Czytając "Atlas..." od razu widać, że Mitchell jest bardzo otrzaskany w literaturze w ogóle. Kto wie, może nawet polska literatura powojenna ma dla niego znaczenie, choć nie pamięta zbyt wiele z "Medalionów" - w podstawówce człowiek zajęty jest ganianiem po holach ;)

Lukas_Art

Tzn. chodziło mi, że ja nie pamiętam, eee yyy, kurde... cała wypowiedź skopana :(

Lukas_Art

Domyśliłam się, kto nie pamięta zbyt wiele z "Medalionów" :)
A jest w zbiorze opowiadanie "Doktor Spanner". Tytułowy doktor był szefem Instytutu Anatomii w Gdańsku, w którym pracowano nad technologią wyrobu mydła z ludzkiego tłuszczu. Była tam manufaktura, która się tym zajmowała.
Porównanie do utylizacji fabrykant jest wręcz oczywiste.

michat34

Ok teraz wszystko jasne. Dzieki ;)

michat34

3. Motyw z fabrykantami można tłumaczyć sobie tak: były zabijane tylko te (czyli większość), które nie spełniały genetycznych wymogów, ale dało się je przerobić na mydło (czyli takie niedoróbki). Z kolei te, które były genetycznie dobre i odpowiednio uwarunkowane musiały odpracować swoje 12 lat u Papy Songa. I teraz hasło dnia: "Wszystko tak pyszne, że aż rozpływa się w ustach, nie ma jak u Papy Songa" – dzisiaj wchodząc do McDonaldsa myślałem, że padnę na ryj ;D

Lukas_Art

Bo film puszcza oczko w stron widza, który ma pewną wiedzę o Iluminati czy masonach;)

pokemon227

A dokładniej? Bo wiem o co Ci chodzi, ale chciałbym wiedzieć, gdzie Ty to widzisz.

Lukas_Art

Musisz sam do tego dojść, bo to jak tłumaczenie dziecku skąd biorą się dzieci.Kluczem jest wiedza,której nigdy za wiele;)

pokemon227

Dziękuję za wskazanie mojej maleńkości i niewiedzy na temat chipów R.F.I.D, Codex Alimentarius, Bohemian Grove, Klubu Bilderberg, stowarzyszenia Skull and Bones, ukrytej sowy na dolarze i planu depopulacji ludzi ;)